niedziela, 6 lipca 2014

W POBLISKIEJ GMINIE

W piątek 04.07.2014 r. wieczorem nasi wolontariusze, będąc przejazdem w miejscowości w pobliskiej gminie, zauważyli suczkę rasy amstaff w bardzo złym stanie fizycznym. Natychmiast podjęli czynności ratowania stworzenia. Próbowali ją nakarmić i napoić. Suczka była wyraźnie wyczerpana z ogromnym brzuchem z podejrzeniem ciąży lub jakiejś poważnej choroby. Do tego zaawansowane zmiany skórne, pokryte ropą i straszny fetor. Zawiadomili policję, która pojawiła się na miejscu i ustaliła właściciela. Niestety okazało się, że ten wyjechał oddając rzekomo psa pod opiekę osobie, która tą opieką zainteresowana nie była. Suczka została wyrzucona na ulicę. Spała na wycieraczce przed swoim dawnym mieszkaniem jeżeli nikt nie przegonił. W klatce straszny fetor. Nikt z powiadomionych osób na miejscu nie był zainteresowany udzieleniem pomocy zwierzęciu, nawet pracownik gminy, który uważał że skoro pies ma właściciela to nie ma sprawy. Problemu porzucenia zwierzęcia i nie udzielenia mu pomocy nie widział.

 Na miejscu nie zjawił się żaden z miejscowych lekarzy weterynarii mimo iż policja próbowała się z nimi skontaktować przez 3 godziny trwania interwencji. Pracownik gminy też nikogo nie sprowadził. Próbował wprowadzić policję i nas w błąd sugerując, że po psa jedzie samochód ze schroniska w Opocznie. Niestety sprawdziliśmy tę wiadomość i okazała się kłamstwem. Nikt z pracowników i kierownictwa schroniska w Opocznie nie słyszał nic o tej sprawie. Suczka była osłabiona i wymagała natychmiastowej pomocy lekarskiej. W tej kryzysowej sytuacji o godz. 22.00 zabraliśmy suczkę do naszego domu tymczasowego oddalonego około 50 km. Jeszcze po drodze w środku nocy, od godz. 23.00 do 1 nad ranem dzięki olbrzymiej, dobrej woli naszych lokalnych lekarzy weterynarii ratowaliśmy jej życie.
Bardzo dziękujemy policjantom za ogromne zaangażowanie i pomoc w sprawie tej suczki. Panowie zrobili co mogli. Obecnie toczy się postępowanie w tej sprawie.
Przykro nam, że nie możemy nic pozytywnego powiedzieć o pracowniku gminy bo niestety w niczym nam nie pomógł. Jesteśmy również zdziwieni a nawet przerażeni postawą okolicznych mieszkańców, którzy widując psa w tym stanie co najmniej od 2 tygodni, czując fetor jaki od niego dochodzi co najmniej od tygodnia, nic nikomu nie zgłosili. Nam się to nie mieści w głowie. Gdyby nie nasza wczorajsza pomoc, suczka prawdopodobnie z odwodnienia, osłabienia i niedożywienia dziś by już nie żyła. Zdjęcia mówią same za siebie.
Serdecznie dziękujemy również lekarzom weterynarii, panu Grzegorzowi Brudnickiemu i panu Wiesławowi Brudnickiemu, którzy nie bacząc na środek nocy udzielili suczce pierwszej pomocy i podjęli się jej leczenia mimo iż rokowania o stanie zdrowia są wątpliwe. Bez ich pomocy pewnie nie udałoby się jej uratować ponieważ nie przyjmowała pokarmu ani wody. Została nawodniona, otrzymała glukozę i antybiotyk. Prawdopodobnie to na razie uratowało jej życie. W tej chwili przyjmuje już płynne pokarmy. Obecnie walczymy ze stanem zapalnym skóry. Dopiero gdy uda się go opanować będzie możliwa próba operacji brzucha suczki. Serdecznie dziękujemy również wolontariuszce pani Aleksandrze Lesiak za wsparcie merytoryczne oraz zaangażowanie i pomoc w tej sprawie. O dalszych etapach leczenia będziemy na bieżąco na blogu informować.

brzuch suczki wiszący prawie do ziemi, niestety nie ciąża, której USG nie potwierdziło, musimy wykonać badanie RTG.











ropiejące zmiany skórne na karku, grzbiecie i na lędźwiach, w niektórych miejscach zalęgły się larwy much









poza ogromnym chorym brzuchem to skóra i kości, zdjęcia nie są w stanie tego oddać..., skóra przyrośnięta do kręgosłupa...












Imię psa dla nas nie do zaakceptowania zmieniliśmy na podobne w brzmieniu: Sara. Prosimy trzymać kciuki za Sarę. Będzie jej to bardzo potrzebne...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.