Axel to około 7 letni pies w typie goldena. Pojawił się jako szczeniak w pewnej rodzinie i został przekazany babci na wsi. Dopóki babcia żyła nikt nie miał uwag co do warunków bytowych psa. Gdy kobieta zaczęła chorować szukano dla niego nowego domu. Były trzy próby adopcji ale wszystkie nieudane, Axel uciekał i wracał na swoje podwórko. Wreszcie znaleziono dom w którym był tak zabezpieczony, że nie uciekł. Kobieta zmarła i powstał konflikt w rodzinie w który nie chcemy wnikać. Po dwóch latach pies wrócił z adopcji. Obecna opiekunka przyjęła go na odziedziczone podwórko, jego podwórko bo czuła się odpowiedzialna i nie chciała żeby się gdzieś tułał. Mieszkając w Warszawie a nie na miejscu poprosiła dalszego członka rodziny o pomoc w opiece nad psem zanim coś dla niego znajdzie. Przyjeżdżała do niego w weekendy (są filmiki i zdjęcia). Starszy Pan przychodził do niego codziennie, karmił, głaskał, spacerował, spędzał z nim więcej czasu żeby pies nie czuł się samotny. Był zapinany na łańcuch gdy zostawał sam dla jego bezpieczeństwa, żeby nie uciekł, nie zaginął i nikt nie zrobił mu krzywdy. Przy kolejnym przyjeździe z Warszawy zaszczepiono go i odrobaczono bo był wychudzony i weterynarz polecił. Pies miał być przygotowany do ewentualnej adopcji. Ale po tym szczepieniu pies stracił apetyt. Starszy Pan przekazywał Pani informacje o stanie zdrowia psa codziennie. Pani była w Warszawie u weta i dostała tabletki które przesłała priorytetem żeby pies je jak najszybciej dostał zanim przyjedzie. Ale tabletki nie pomogły. Pies był coraz słabszy. Kobieta przyjechała i zabrała go do kolejnego weterynarza w Opocznie. Zrobiono badania i wyszły nicienie. Bardzo poważna choroba pasożytnicza przenoszona przez komary. Otrzymał leki ale to ciężka choroba. Znamy ją, mieliśmy już dwa takie przypadki, jeden pies żyje ale drugi mimo pomocy specjalistów w Łodzi niestety nie. Pies wygląda źle bo ta choroba bardzo wyniszcza organizm w przeciągu miesiąca, dwóch. I w tym momencie ktoś robi zdjęcie psa w takim stanie, odpowiedni opis i wrzuca do internetu, na grupy pomocowe. Kto? Siostra opiekunki psa, jego poprzednia właścicielka, przebywająca czasowo w sąsiednim domu. Najpierw biernie się przygląda sytuacji psa dwa dni po czym wrzuca post. Gdy post wzbudził ogromne poruszenie, osoby postronne poruszone losem psa powiadomiły TOZ w Łodzi, Powiatowego Lekarza Weterynarii, Policję, telewizję nawet, to autorka postu usuwa go... Teraz nasuwa się pytanie dlaczego? Dlaczego ta osoba nie spróbowała pomóc psu na miejscu doraźnie? Dlaczego ta osoba nie powiadomiła policji, urzędu gminy ani żadnej lokalnej organizacji pro zwierzęcej a są trzy? Niech każdy na to pytanie odpowie sobie sam. Nas powiadomił Urząd Gminy w Białaczowie i byliśmy tam tego samego dnia. Zapoznaliśmy się z psem, z dokumentami przedstawionymi przez obecną opiekunkę psa, z jego książeczką zdrowia, z zeznaniami świadków, z protokołem PLW. Nie ma podstaw do odbioru psa. Pies ma dobry kontakt z opiekunami, jest leczony. Ze względu na stan zdrowia i dla jego bezpieczeństwa został zabrany z miejsca pobytu. Trzymamy kciuki za dalsze leczenie bo rokowania są bardzo ostrożne... Zdjęcie psa z dzisiaj i z weekendu majowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.